W sobotę teść pokazał mi u siebie na komputerze Call Of Duty 4 – Modern Warfare. Tak się złożyło, że akurat była to misja w Prypeci. Tej samej Prypeci, którą odwiedziłem w marcu tego roku. W komentarzach pod moimi filmami stamtąd na YouTube niektórzy wpisywali, jak to pięknie zostało to miasto odwzorowane w tej grze.
No cóż, jak kogoś tam nie było, to rzeczywiście może tak twierdzić.
Ogólnie było nieźle. Hotel Polesie (ten, z którego się strzela karabinem snajperskim) rzeczywiście w Prypeci istnieje i wygląda mniej więcej tak, jak w grze. Bloki są podobne. Ale za to diabelski młyn w rzeczywistości stoi w zupełnie innym miejscu. Stoi on bowiem na końcu dużego, pustego i płaskiego placu, a nie zagraconego wrakami samochodów.
No ale może autorzy gry również w Prypeci nigdy nie byli?
Spodziewałem się po grze, że to strzelanka będzie, bo zapomniałem kompletnie, jak CoD 6 – MW2 zrecenzował Kominek. A tymczasem do prawdziwej strzelanki w rodzaju S.T.A.L.K.E.R.a to CoD4 daleko…
To bardziej taka zręcznościówka ze strzelaniem z dubeltówki do kaczek.
A najgorsze jest to, że przeszedłem ją całą niemal w jeden wieczór. Bo następnego dnia rano pozostały mi tylko dwie misje do przejścia… Dobrze chociaż, że kosztowała ledwie ok. 70 PLN…
Seria Call of Duty się popsuła, z resztą tam samo Gothic, Need for Speed, ale nie tylko te. W dzisiejszych czasach większość wielkich wytwórni kładzie nacisk jedynie na grafikę, a grywalność pozostawiają na plan dalszy, a to jest jednak dużym błędem.